Niestety, Buli opuścił mnie wczoraj o 23:30... Sekcja zwłok wykazała, że maluszek miał krwiaka koło wątroby... Powstał na skutek mechaniczny, czyli gdy prawdopodobnie uciekał przed Guciem w klatce. Klatka jest wysoka, mógł spaść na półkę i uderzyć brzuszkiem... Szynszyle są bardzo wrażliwe... Dlatego mały nie mógł jeść... Podawanie karmy do pyszczka ze strzykawki nic nie dało... Buli nie popiskiwał, był tylko osowiały a my myśleliśmy, że jest zestresowany sytuacją z ganiającym go Guciem... Jest mi strasznie ciężko, ponieważ Buli był malutką szynszylką, skaczącą słodko jak owieczka i zawsze lekko "strofowany" przez Gucia. Wystarczy iskra, bym znowu zaczęła płakać... Trzymam się jakoś i wiem, że teraz jest już za Tęczowym Mostem razem z innymi kulkami i podjada migdałki. Byłam z nim całą niedzielę i odszedł przed moimi oczami, na moim łóżku... Do końca wiedział, że jestem przy nim, głaskałam go, mówiłam do niego...
Zawsze będę go kochać!!!